Był ciepły letni wieczór, słońce w szkarłatnym kolorze
chyliło się ku zachodowi wydłużając cienie leśnych drzew. Panującą wokoło ciszę
przerywały szumiące liście poruszane przez lekki wiatr. Przy lesie była łąka,
na której gęsto rosła zielona trawa. Biegła
przez nią kiedyś ścieżka, lecz teraz po tak wielu latach ledwo było ją widać.
Szedł po niej mężczyzna o brązowych oczach, z krótko
ściętymi włosami. Idąc nie
zwracał uwagi na to, co dzieje się wokoło, gdy nagle jego uwagę przykuł śpiew
ptaków. Inny, piękniejszy. Wyprostował
się i rozejrzał. Nieopodal niego, na lekkim porośniętym trawą wzniesieniu stała
kobieta. Miała długie proste rude włosy, w które wplątane miała kwiaty. Ubrana
była w zwiewną żółtą sukienkę pokrytą roślinnymi motywami. Dziewczyna tańczyła.
Poruszała się bardzo lekko, wykonując zgrabne ruchy, jej sukienka w tym
momencie wydawała się, jakby żyła, jakby dziewczyna ubrana była w las. Nagle
przystanęła i patrzyła na niego swoimi pięknymi brązowymi oczyma. Podbiegła do
niego zwinnie niczym sarenka, uśmiechnęła się i pocałowała go w usta…
Mężczyzna otworzył oczy spoglądając w niebo stwierdził, że
dalej jest wieczór. Usiadł na trawie
myśląc, czy kobieta mu się tylko przyśniła, czy była tu naprawdę. Wstał i
rozejrzał się wokoło, lecz nikogo tu nie było. Zauważył tylko pod swoimi nogami
kwiat, taki sam, jaki dziewczyna miała wpleciony we włosy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz